W tym dość długim, z góry przepraszam, tekście spróbowałem wyjaśnić dlaczego mam negatywny stosunek do różnych pomysłów zlikwidowania systemu pożyczania na procent.

 

 

  

Preferencja czasowa, to określenie, stosowane przez pewne szkoły ekonomii, na jedną z cech charakteryzujących ludzkie działanie. 

Tą samą cechę keynesiści nazywają np. skłonnością do konsumpcji. Ja będę się trzymał preferencji czasowej, bo taka nazwa wydaje się jaśniej oddawać sens.

 

Podstawą do wprowadzenia takiego pojęcia jest obserwacja, że każdy człowiek woli tą samą satysfakcję wcześniej niż później. Odroczenie tej satysfakcji, aby zostało dokonane dobrowolną decyzją musi iść w parze z odpowiednim zwiększeniem odczuwania tej satysfakcji w przyszłości. 

 

Ale zróbmy krótki wstęp na temat samej specyfiki ludzkiego działania. 

 

Otóż, człowiek tym się różni od zwierzęcia, rośliny, atomu, spadającego kamienia..., że jego działania są w większości celowe. 

Kamień nie ma żadnego celu w tym, że spada. Działa na niego siła ciążenia, więc spada. Można to dokładnie przewidzieć, obliczyć, określić parametry jego ruchu. 

Zwierzęta podejmują działania, które mogą nam się wydawać celowe, ale w rzeczywistości są w większości instynktowne. Zwierzęta nie mają możliwości określenia celu, wyznaczenia drogi dotarcia do niego, oszacowania dostępnych środków. 

Natomiast człowiek działa zwykle celowo, to znaczy;

  • określa cel jaki chce osiągnąć poprzez podjęcie działania; zwykle wiążący się z chęcią poprawienia swojej sytuacji, zaspokojenia jakiejś potrzeby
  • określa dostępność środków jakie mogą do tego celu doprowadzić
  • przyjmuje plan działania na bazie owych środków
  • realizuje ten plan. 

Bardzo ważne  jest określenie dostępności środków potrzebnych do jego realizacji. 

Oprócz nielicznych, tak zwanych dóbr wolnych, środki mają to do siebie, że występują w niedoborze. 

Co więcej, zdobycie danego środka (czynnika produkcji) wiąże się z poniesieniem pewnych kosztów -  z uciążliwością. 

Jeżeli rozpatrujemy osobno realizacje jednego celu, to działający człowiek musi również tą uciążliwość brać pod uwagę, a nie tylko to, jak dany środek będzie pomocny w realizacji celu. 

Jednak jeżeli uwzględnimy, że człowiek ma zwykle wiele celów ( wiele potrzeb) i że te cele są przez niego ustawiane (nawet podświadomie) w pewnej hierarchii ważności, to celowe działanie polega również na tym, żeby określić dobór środków (czynników produkcji) pod względem wykorzystania tych będących w większym niedoborze jak najbardziej racjonalnie - tak, żeby cele stojące niżej w hierarchii nie odebrały środków, będących w niedoborze, celom wyższym i przez to uniemożliwiły ich pierwszorzędną realizację. 

Tutaj musi być również uwzględniona specyficzność środków. Mniej specyficzne, to takie, które nie mogą być łatwo zamieniane pomiędzy celami (liniami produkcyjnymi), bardziej specyficzne mogą być stosowane wszędzie zamiennie. 

Do każdego celu można dobrać optymalny skład ilościowy i jakościowy środków. 

 

W jaki sposób człowiek może uwzględnić w swoich planach tyle rzeczy na raz?

  • hierarchię celów
  • dostępność środków
  • relację kosztów pozyskania do użyteczności danego środka dla realizacji celu
  • specyficzność każdego ze środków
  • optymalny dobór „kompozycji” środków dla danego celu (uwzględniając wszystko powyższe)

 

Może to zrobić jedynie mając do dyspozycji ceny poszczególnych środków. Oczywiście mowa o cenach kształtowanych w wyniku dobrowolnych umów, czyli ustalane pod wpływem popytu na te czynniki oraz możliwości ich podaży. 

Wszelkie regulowanie, zakłócanie tych cen powoduje niemożliwość kalkulacji i dobrania odpowiednich zestawów środków do odpowiednich celów. 

 

Tak upadek gospodarek socjalistycznych jak i wszystkie problemy z obecnymi gospodarkami socjal-demokratycznymi są związane z brakiem, bądź ze zbytnim zakłócaniem tego systemu cen. 

 

 

Najbardziej kontrowersyjnym  środkiem do osiągnięcia celu jest CZAS.

Przez niektórych traktowany wręcz jako dobro wolne. Nieuwzględniany w kalkulacji. 

 

Jest to nonsens. Czas jest czynnikiem produkcji, czy środkiem do osiągania celów, dla działających ludzi i nie ma wątpliwości, że występuje w niedoborze. 

Tak jak każdy inny środek ma swoją cenę. 

Przeznaczając daną ilość czasu na przybliżenie się do celu A, nie możemy już tej ilości wykorzystać na przybliżenie się do celu B. 

Można iść w danej chwili do kina albo teatru. Nie można być w dwóch miejscach na raz. 

 

Cena czasu w gospodarce wyznaczana jest tym samym mechanizmem co wszystkie inne ceny. 

 

Celem działania systemu gospodarczego jest wytworzenie takiej ilości i takich dóbr konsumpcyjnych, które najlepiej zaspokoją potrzeby  ludzi. 

Dobra  wytwarzane na poszczególnych etapach produkcji są tylko celami pośrednimi - przybliżają nas do osiągnięcia celu ostatecznego. 

 

Żeby lepiej uwidocznić ten schemat weźmy taką uproszczoną strukturę produkcji składającą się z 10 etapów. Każdy etap trwa rok i każdy  ma dokładnie taki sam udział w wytworzeniu efektu końcowego. 

Na każdym etapie jest zatrudniony jakiś zestaw czynników produkcji. (praca, surowce, ziemia...)

Załóżmy też, że cała ta struktura produkcji to jest  wielka spółka wszystkich właścicieli czynników produkcji na 10 etapach. (oczywiście takiej możliwości w rzeczywistym świecie być nie może, ale wyobraźmy sobie taką wielką spółdzielnię pracowników i właścicieli pozostałych czynników produkcji)

 

Końcowy efekt to wytworzenie dóbr konsumpcyjnych za sprzedaż których otrzymają 1000jp. 

 

Załóżmy też, że te czynniki produkcji mogą być dowolnie wymieniane pomiędzy etapami (są niespecyficzne)

 

Co się stanie, jeśli na zebraniu tych wszystkich właścicieli czynników produkcji padnie propozycja podziału „po równo” czyli dla każdego etapu po 100jp?

 

Nietrudno się domyślić, że wszyscy właściciele czynników produkcji będą chcieli zatrudnić się na ostatnim etapie - najbliższym wytworzeniu produktu końcowego. 

Bo po wykonaniu pracy od razu dostają 100jp. 

Nikt nie będzie chciał pracować na etapie najdalszym, bo po wykonaniu pracy musi czekać 10 lat na ten swój udział -100jp. 

 

Nawet ci, którzy w prywatnych rozmowach się wymądrzali, że czas nie ma ceny, będą się pchali na ostatni (najbliższy) etap. 

 

Żeby znaleźć chętnych na pierwsze (najwyższe) etapy (najdalej od celu końcowego)  trzeba więc zaoferować im odpowiednio więcej jp niż 100. Może 120jp? Nie ma chętnych? Może 150? itd...

Żeby znaleźć dobrowolnych ochotników na poszczególne etapy nastąpi zróżnicowanie cen   w zależności od oddalenia od końcowej produkcji. 

Ta różnica cen na poszczególnych etapach to właśnie naturalna stopa procentowa która zależy od preferencji czasowej ludzi. 

 

Jeżeli ci ludzie będą wykazywali się dużą preferencją czasową (to znaczy będą bardzo cenili  czas w jakim nastąpi cel - otrzymanie zysku ze sprzedaży dóbr końcowych), to różnice cen pomiędzy etapami będą bardzo duże. Np. na etapie najbliższym dostaliby np. 5jp. a na najdalszym 300jp. 

Jeżeli preferencja czasowa ludzi będzie mała, to różnice, a więc stopa procentowa będzie mniejsza. 

 

Przy tak dużej preferencji czasowej przy której na najbliższym etapie zostałoby do podziału tylko 5jp. do rozpoczęcia takiej produkcji nie dojdzie. 

Nie dojdzie, ponieważ właściciele czynników produkcji będą woleli prymitywną metodą jednoetapową produkować efekt końcowy. Powiedzmy, że osiągną wtedy zysk 6jp. 

Wniosek z tych rozważań jest prosty; 

im mniejsza preferencja czasowa ludzi tym większe możliwości rozwoju gospodarczego. 

 

Ale pociągnijmy to dalej - żeby zbliżyć się do rzeczywistości i wyjść z tego uproszczonego modelu. 

 

Jeżeli ci właściciele środków produkcji mają zbyt dużą preferencję czasową co uniemożliwi rozpoczęcie takiej wieloetapowej produkcji,  to może znajdą się w społeczeństwie ludzie, którzy chcą zaoszczędzić odpowiednią sumę i zainwestować na poszczególnych etapach. 

 

Jeszcze raz podkreślmy,  dlaczego nie doszło do powstania tej struktury produkcji. 

Dlatego, że aby spełnić wymogi preferencji czasowej właścicieli czynników produkcji z tej wyimaginowanej „spółdzielni”,  musiał nastąpić taki podział, że dla etapu najbliższego zostałoby 5jp. a wytwarzając metodą prymitywną jednoetapową można zarobić 6jp. - więc nie było najmniejszego sensu uczestniczyć w czymś takim. 

 

Ale jeśli znajdą się w społeczeństwie ludzie, którzy są gotowi wytworzyć dobra konsumpcyjne pożądane przez tych właścicieli czynników produkcji, wymienić je na pieniądze, a następnie zapłacić z góry każdemu z etapów, to sytuacja może znowu iść ku lepszemu - ku rozwojowi gospodarki. 

 

Bo teraz ci kapitaliści, stając się właścicielami poszczególnych etapów, z góry zapłacą etapowi 1.  40jp i sprzedadzą półprodukt etapowi 2 za 48jp.  inni  za swoje oszczędności zapłacą 48jp za półprodukt plus zapłacą za czynniki produkcji etapowi drugiemu 40jp sprzedając etapowi 3 półprodukt za 105,6jp., następny za 174,7jp  itd... aż na ostatnim etapie cena osiągnie 1000jp

 

Powstanie w ten sposób struktura produkcji w której właściciele czynników produkcji dostaną po 40jp, cała produkcja dziesięcioletnia zostanie sprzedana za 1000jp, a ludzie wkładający kapitał dostaną 20% od włożonych środków. 

 

Jednak taka organizacja produkcji również nie przyniesie optymalnych korzyści dla wszystkich jeżeli rozpatrywalibyśmy całe społeczeństwo w którym potrzebnych jest wiele takich linii produkcyjnych a więc ogrom kapitału. 

Dlatego, że ludzi którzy posiadają zaoszczędzony kapitał (można to nazwać za Fritzem Machlupem -„Giełda kredyt kapitał” - „dyspozycją kapitałową”), a którzy jednocześnie chcą zostać właścicielami jakiegoś etapu produkcji, nie jest wielu. 

W związku z tym, dyspozycja kapitałowa w oparciu o którą można tworzyć wieloetapową strukturę produkcji staje się trudno dostępna, a więc droga. 

Ci właściciele stają się jakby monopolistami w dostarczaniu „dyspozycji kapitałowej” a więc czerpią ogromne zyski. 

A istnieją przecież  miliony ludzi, którzy są gotowi również wytworzyć (każdy drobną, ale w sumie ogromną) „dyspozycję kapitałową” (czyli po prostu wytworzyć coś, co wymienią na pieniądze i te pieniądze zachowają jako „dyspozycję” - czyli coś, co można wymienić na dobra potrzebne właścicielom czynników produkcji).

Dopuszczenie tych milionów do udziału w zysku - procentu, od dostarczenia tych środków „dyspozycji kapitałowej”- powoduje mniejszą koncentrację, zwiększanie się ogólnej ilości a więc i potanienie (obniżenie oprocentowania) „dyspozycji kapitałowej”. 

 

Dlatego aby zwiększał się dobrobyt społeczeństwa, musi istnieć system poprzez który te zaoszczędzone środki będą mogły być przekazane od oszczędzających do właścicieli czynników produkcji. 

System przekazywania tych środków musi być dobrowolny. Wszelkie fałszowanie tej dyspozycji kapitałowej (poprzez np. zwiększanie ilości pieniądza i sztuczne zaniżanie ceny kredytów) powoduje zakłócenia podobne jak opisywane wyżej zakłócenia systemu cen. Tyle że jeżeli dotyczą one ilości „dyspozycji kapitałowej” zakłócenia występują pomiędzy etapami - zbyt duże inwestycje na niektórych etapach w stosunku do innych. 

 

Oszczędzający ludzie muszą być wynagradzani wedle rynkowo ustalonych cen - oprocentowania oszczędności. 

 

Wszelkie systemy, które albo, jak obecny, tworzą fałszywą „dyspozycję kapitałową” poprzez zwiększanie ilości pieniądza, lub też pomysły wyeliminowania w ogóle możliwości wynagradzania oszczędzających swobodnie kształtującymi się stopami procentowymi, z pewnością będą powodować wzrost preferencji czasowej. 

A , jak już zostało powiedziane, im większa preferencja czasowa,  czyli większa konsumpcja bieżąca i niechęć do oszczędzania, tym mniejsze możliwości rozwoju nowoczesnych technologii i struktury wieloetapowej - a więc wysoko wydajnej, a więc kierowanie się w stronę mało wydajnych systemów o mniejszym udziale technologii i kapitału rzeczowego. 

 

Tym większe też byłyby dysproporcje pomiędzy bogactwem właścicieli przedsiębiorstw posiadających kapitał i czerpiących z niego wysoki zysk (wynikający jak już wyjaśniałem z braku konkurencji ze strony kapitału napływającego od milionów drobnych oszczędzających), a biedą ludzi, którzy nie mają możliwości czerpania zysku ze swoich oszczędności - jeżeli nie będzie działał rynek wyznaczający stopy procentowe jako zapłatę za wytworzoną „dyspozycję kapitałową”.