Powiem szczerze, że trochę jestem zdezorientowany. Nie wiem o co chodzi. O naukę proszę!!!

 

 

 

 

Tym razem nietypowa  notka ad-vocem. 

Czasami w rozmowie spotykam się z tak dla mnie absurdalnym  stanowiskiem, że zaczynam raczej podejrzewać, że ja nie rozumiem o co chodzi rozmówcy, niż że on faktycznie ma taki pogląd jak ja to odbieram. 

Może więc warto na spokojnie sobie to dokładnie wyjaśnić, bo ledwo rozpoczęta dyskusja po poprzednim postem nabierała takiego obrazu jakby prowadzona była w różnych językach.

 

Zacytuję dwa kluczowe poglądy;

cyt1.”"- jeżeli przybywa pieniędzy, to ilość pieniędzy potrzebnych do kupna towarów rośnie."

 

Nieprawda. Jeśli wzrost podaży pieniądza idzie w parze z przyrpstem towarów i uslug to NIC nie drożeje. Wzrasta konsumpcja bo towary sa dostępne.”

 

 

 

 cyt.2. „Pieniądz to środek wymiany towarów, więcej towarów więcej potrzeba pieniędzy.”

 

 

Czyli mamy pogląd taki, że jeśli ludzie wytwarzają więcej towarów, to musi też przybywać pieniędzy w ilości odzwierciedlającej ten przyrost towarów. 

 

Ale jak stwierdzić, że ilość  towarów wzrosła?

Nie da się dodać jabłek do krzeseł. Nie da się porównać, czy pięć telefonów stacjonarnych to więcej czy mniej towaru niż dwa satelitarne.

To chyba jasne?

 

No więc, stwierdza się to na podstawie ich wzrostu sprzedaży w jednostkach pieniężnych. 

Tak naprawdę można uzyskać informację NIE o tym o ile więcej towarów zostało wytworzonych, tylko o tym o ile więcej zostało SPRZEDANYCH. 

 

Czyli jeżeli zostanie sprzedanych o 10% więcej towarów, porównując ich ceny sprzedaży, to należy dodrukować 10% pieniędzy. (według niektórych)

 

No ale skoro te towary zostały już sprzedane, to oznacza, że ta ilość pieniądza która była na rynku wystarczyła do ich sprzedania. 

To chyba jest oczywiste. Czy ja czegoś nie rozumiem?

Mówimy nie o towarach, które zostały wyprodukowane i czekają na pieniądze za które można je sprzedać. One zostały już sprzedane. 

Wzrosła sprzedaż towarów, a nie tylko ilość towarów. 

 

Więc jeżeli dodrukowujemy te 10%, to nie po to żeby dostarczyć  pieniądze na wykup towarów już wytworzonych, bo na ich wykup wystarczyło, lecz na wykup towarów, które jeszcze nie zostały wytworzone. 

 

A skąd wiemy ile towarów zostanie wytworzonych?

A jeżeli przedsiębiorcy znajdą w przyszłym roku efektywniejsze metody produkcji i wytworzą o 20% więcej towarów? 

To jak niby, na ich wykup, miałoby wystarczyć te 10% które dodrukowaliśmy?

 

Wtedy będą musieli sprzedać je po niższych cenach. I będziemy mieli deflację. 

 

Chyba, że obserwując ruch cen przewidzimy ten wzrost produkcji i dodrukujemy 20%. A w zasadzie to więcej, żeby utrzymać niewielki wzrost cen. 

Więc albo stałe ceny, albo dodruk na uzupełnienie wzrostu produkcji.

 

 

Być może błąd rozumowania wynika z niezrozumienia czym są towary wyprodukowane i znajdujące się w magazynie? 

To nie jest, moim zdaniem, ta produkcja, której odzwierciedleniem jest zwiększony PKB. 

Towar utrzymywany na magazynie jest raczej KAPITAŁEM. Tak samo jak maszyny, narzędzia, budynki. Ten kapitał jest niezbędny do utrzymania cyku produkcji (aż do sprzedaży klientowi) tak samo jak kapitał w postaci komputerów, maszyn, narzędzi. 

Np. sklep obuwniczy nie może prowadzić działalności nie mając rozmiarówki na magazynie. 

Jeżeli klient przychodzi i kupuje parę butów, to co prawda dostaje ją z magazynu, ale ten stan jest uzupełniany uruchamiając produkcję następnej pary. 

Więc de facto klient kupuje to co zostanie wyprodukowane. 

Gdyby normalny stan magazynowy nie był uzupełniany, to byłoby to przejadanie kapitału, tak samo jak brak amortyzacji maszyn, remontów czy też wyprzedaż narzędzi niezbędnych do produkcji. 

 

Chyba, że został popełniony błąd i wytworzono zbyt wiele butów, na które nie ma popytu. Stan magazynowy jest zbyt duży. Czyli mamy normalny stan magazynowy, który jest niezbędny do prowadzenia działalności plus nadwyżka, która jest wynikiem błędu. 

Strata wynikająca z tego błędu (sprzedanie poniżej kosztów, czy nawet zniszczenie) nie może być finansowana przez dodruk, dopłacając aby „błąd” sprzedać z zyskiem.  Na błędach się traci a nie zyskuje. 

 

 

Dla mnie jest oczywiste, że przedsiębiorcy planują produkcję na podstawie przewidywań na temat przyszłego popytu na ten typ produkcji i po takich cenach jakie są w stanie zaoferować. 

Jeżeli ten popyt zostanie sztucznie wytworzony poprzez dosypanie pieniędzy (nawet na podstawie wcześniejszego wzrostu PKB), to oni zaczną produkować więcej. 

 

Pytanie, czy jest bardziej korzystne dla społeczeństwa aby przedsiębiorcy produkowali na podstawie sygnałów od ludzi (ich realnych potrzeb) czy żeby podejmowali decyzje na podstawi tego ile i gdzie rząd dosypuje pieniędzy? 

(ale o tym było w poprzedniej notce, więc tą kwestię pomińmy tutaj)

 

 

W tym miejscu stawiam pytanie;

Panowie! Skąd się bierze tan absurdalny pogląd, że zwiększona sprzedaż towarów musi być uzupełniana dodrukiem, bo inaczej zabraknie pieniędzy na jej sprzedanie. 

To jest masło maślane, to się nie trzyma kupy. 

Wytłumaczcie mi o co chodzi.