Jaką korzyść może człowiek widzieć w dobrowolnej wymianie 110zł na 100zł?

Poprzedni wpis dotyczył natury pieniądza. Należałoby więc pociągnąć temat i zająć się naturą oprocentowania, które  wydaje się być związane nierozłącznie z pieniądzem. 

Spróbujmy przeanalizować, czy takie podejście jest słuszne oraz ustalić z czego wynika oprocentowanie pożyczonych sum pieniędzy.

 

Skąd w ogóle taki pomysł, żeby oprócz zwrotu pożyczonej sumy żądać dodatkowej zapłaty?

Przecież w przeszłości nawet Kościół  zabraniał takiego postępowania uważając je za nieetyczne. Dlaczego obecnie Bank Watykański pożycza na procent?

Przecież istniał zwyczaj umarzania długów co 7 lat itd... a teraz co? 

 

Weźmy na początek przykładową sytuację na której, jak się wydaje,  oparte są tego typu argumenty;

Jeżeli spotykamy człowieka potrzebującego pomocy, dotkniętego jakimś zdarzeniem losowym, albo zwykłą biedą, brakiem możliwości samodzielnego wyjścia z tej sytuacji, to postawą właściwą moralnie byłoby mu tej pomocy udzielić. 

Udzielając jej w formie pieniężnej można żądać  zwrotu pożyczonej sumy lub ją całkowicie czy częściowo darować.  Wszystko to zależy od sytuacji tego potrzebującego. Czy jego problemy są przejściowe, czy on w generalnie wymaga stałej pomocy. 

W drugim przypadku trudno nazwać moralnym żądanie od niego zwrotu, którego on nie będzie w stanie dokonać. 

W pierwszym, można z kolei żądać częściowego lub całkowitego zwrotu w zależności od jego sytuacji, ale trudno byłoby znaleźć moralne uzasadnienie dla żądania od niego dodatkowej zapłaty - procentu,  czyli zarabiania na jego nieszczęściu. 

Trudno się dziwić, że Kościół stojący na straży moralności inną drogę potępiał i pewnie nadal potępia. 

Tak samo jak trudno się dziwić moralnemu potępianiu każdego innego sposobu wykorzystywania czyjejś trudnej sytuacji, nieszczęścia, dla maksymalizacji swojego zysku. 

Dokładnie tym samym będzie na przykład działanie sklepikarza polegające na żądaniu wyższej ceny za napój od kogoś, kto źle się poczuł i musi koniecznie popić jakimś płynem lekarstwo. 

Nie ulega wątpliwości, że tego typu działania powinny być przez autorytety moralne potępiane, powinny być promowane, wpajane, pewne zasady moralne powstrzymujące ludzi przed takimi działaniami. Natomiast sprawą dyskusyjną jest próba jakiegoś prawnego normowania tych kwestii. 

Można sobie ewentualnie wyobrazić jakąś ogólnie przyjętą normę prawną podciągającą to  np. pod działanie związane z narażeniem czyjegoś zdrowia lub życia itp.,  ale każde socjalistyczne, interwencjonistyczne, faszystowskie ...  kombinowanie nad rozwiązywaniem takich kwestii poprzez ustalanie jakichś granic „godziwego zysku”, ceny maksymalnej itp. jest czystą głupotą i niezrozumieniem zasad ekonomii, a co za tym idzie - jest działaniem na szkodę, a nie dla dobra ludzi. 

 

Celowo odszedłem od kwestii oprocentowania pożyczek żeby pokazać, iż w przypadku zwykłej wymiany handlowej dokonywanej np. w sklepie z napojami można doszukać się tych samych problemów natury moralnej jak w przypadku procentu. 

Ale zostawiając na boku problem ludzi potrzebujących, którzy znaleźli się w specyficznej sytuacji, która może być wykorzystana przez kogoś o niskiej moralności, pożyczenie sumy pieniędzy na procent jest po prostu wymianą handlową, taką jak każda inna. 

 

Dobrowolna (wolnorynkowa ) wymiana handlowa opiera się na założeniu, że każda ze stron oferuje drugiej coś, co wartościuje niżej niż dobro uzyskane od niej w wymianie. W ten sposób obie działają ze świadomością poprawy swojej sytuacji, a w przypadku wymian pomiędzy podmiotami gospodarczymi; osiągnięcia księgowego zysku. 

 

No ale jaki zysk może osiągnąć ktoś, kto otrzymując np. 100 zł  oddaje 110 zł ? Wydaje się to absurdalne i przeczące zdrowemu rozsądkowi.

 

Żeby zrozumieć skąd się bierze ów zysk u kogoś wymieniającego swoje 110 zł na 100 zł trzeba wyjść od kolejnego już aksjomatu ludzkiego działania. 

Przypominam, że pierwszym aksjomatem na którym oparta była analiza w poprzednim wpisie było działanie człowieka zawsze powodowane chęcią znalezienia się w subiektywnie odczuwalnej lepszej sytuacji niż gdyby działania nie podjął. 

Drugim aksjomatem, który należy uznać za prawdziwy (nie znajdując żadnej możliwości jego poddania w wątpliwość) jest to, że człowiek mając dwa cele, bądź dobra przybliżające go do tych celów, które są przez niego równorzędnie wartościowane, wybierze zawsze ten, który da mu wcześniejszą satysfakcję. 

Czyli; człowiek zawsze ceni bardziej wcześniejsza satysfakcję niż późniejszą. 

Konsekwencją tego założenia jest konstatacja, że aby człowiek wybrał satysfakcję późniejszą musi być ona wyższa od tej wcześniejszej. 

To na ile ona musi być wyższa zależy od człowieka, od sytuacji; czyli od tak zwanej jego „preferencji czasowej” 

 

Jeżeli więc, człowiek chce wymienić 110 zł za rok na 100 zł otrzymane teraz, to oznacza, że 100 zł teraz stanowi dla niego większą wartość niż 110 zł za rok. Drugi uczestnik tej wymiany ma dokładnie odwrotny pogląd; dla niego 100 zł teraz jest mniej warte niż 110 za rok. 

Dlatego dokonując wymiany obaj osiągając korzyść. 

 

Należy się tu małe wytłumaczenie. 

To, czy rzeczywiście korzyść zostanie osiągnięta okaże się po roku, kiedy przyjdzie do spłacenia sumy 110 zł. 

Może się okazać, że nie. Czyli, że podjęta została błędna decyzja. 

Ale dokładnie tak samo może być przy każdej innej wymianie. 

Kupujesz samochód, bo stanowi on dla Ciebie większą wartość niż przekazana suma pieniędzy. Jest korzyść. Dlatego tej wymiany dokonujesz. 

Ale po roku może się okazać, że samochód oczekiwań nie spełnił. 

To co się okaże, nie ma znaczenia dla oceny czy transakcja była korzystna w momencie podejmowania decyzji. Dotyczy to tak transakcji czasowej - czyli pożyczenia pieniędzy jak i każdej innej. 

 

 

Wyjaśniliśmy więc skąd się bierze procent i dlaczego pomimo potrzeby oddania więcej niż się pożyczyło taka transakcja jest w dalszym ciągu korzystna dla obu stron - a więc może być dobrowolnie zawierana. 

Gdyby nie istniało oprocentowanie, to dla pożyczającego, ze względu na jego preferencję czasową, każda taka wymiana byłaby niekorzystna - a więc nie mogłaby być dobrowolnie zawarta w realiach gospodarki. Bo oczywiście pożyczki na zasadzie pomocy, solidarności itp. mogłyby istnieć, tak jak istnieje dobrowolna pomoc charytatywna. 

 

A może w takim razie zrezygnować z takich transakcji czasowych w działalności gospodarczej i uznać każde żądanie procentu od pożyczonych pieniędzy za niemoralne i niezgodne z prawem? 

 

Oczywiście można, przecież nie musimy być doktrynerami; że tylko wolność, dla wolności wszystko..., ale trzeba zdać sobie sprawę z konsekwencji. 

 

Musimy zdać sobie sprawę z podstawowej prawdy dotyczącej zaawansowanej technologicznie gospodarki; żeby mogła działać potrzebne są oszczędności. 

Oszczędności rozumiane jako dobra, które zostały wytworzone a nieskonsumowane przez ich właścicieli.

Oszczędności tworzą kapitał bez którego gospodarka może funkcjonować, ale jedynie w postaci w jakiej funkcjonowała w czasach o których wspomniałem na początku - kiedy to Kościół potępiał lichwę jako coś niemoralnego i uważano za właściwe anulowanie długów co 7 lat. 

 

Nowoczesny, wydajny, a więc zaawansowany technologicznie proces produkcji musi składać się z wielu etapów, z których tylko ostatni wytwarza dobra konsumpcyjne. Pozostałe etapy tworzą dobra kapitałowe, które jako takie nie są ludziom potrzebne (bezpośrednio) do zaspokajania potrzeb - czyli konsumpcji. Natomiast wszyscy ludzie zatrudnieni przy produkcji tych dóbr, jak również właściciele pozostałych czynników produkcji używanych w tych procesach, muszą otrzymać w zamian za swój wkład do procesu wytwarzania dóbr kapitałowych zaoszczędzone przez innych dobra konsumpcyjne. 

 

Przedsiębiorca na każdym etapie produkcji musi zakupić półprodukt z poprzedniego etapu i opłacić wszystkie czynniki produkcji, w tym pracę; łącznie ze swoją własną.

Jeżeli cykl wytworzenia produktu na danym etapie trwa np. kilka miesięcy, to potrzebne są oszczędności - by dokonać wypłat za pracę oraz inne środki produkcji,  plus opłacić półprodukt z poprzedniego etapu (etapów). 

Tak więc, ów przedsiębiorca po sprzedaży swojego produktu następnemu etapowi posiada pewną nadwyżkę po odjęciu opłaty za pracę (również swoją własną jako organizatora produkcji), pozostałe czynniki produkcji i produkty poprzednich etapów. 

Wysokość tej nadwyżki wyznacza popyt na oszczędności przy danym oprocentowaniu. Tak więc, wysokość oprocentowania  jest wyznaczane przez różnice cenowe produktów pomiędzy etapami. 

Natomiast wielkość dostępnych oszczędności przy danej cenie (oprocentowaniu) jest wyznaczana przez preferencje czasowe ludzi (oczywiście teoretycznie, bo w rzeczywistości obecnej od możliwości rabunkowej systemu bankowego, o czym za chwilę). 

Nawet gdyby nie było żadnego rynku pożyczek, to znaczy przedsiębiorca musiałby mieć własne oszczędności żeby z góry wszystkim zapłacić a po skończeniu cyklu produkcji odebrać zysk, to nie znaczy, że cena produktu końcowego byłaby niższa. 

Przeciwnie; ponieważ oszczędności byłoby mniej, więc ich cena byłaby wyższa. 

Jeżeli ktoś w to wątpi, to powinien zadać sobie pytanie; dlaczego w procesie produkcji mebli drewno dębowe jest droższe od sosnowego?

Otóż dlatego, że jest ono rzadsze w przyrodzie. 

Tak samo oszczędności, które w niewielkich ilościach oszczędzaliby przedsiębiorcy stałyby się  rzadsze od oszczędności oferowanych przez każdego, kto chce włożyć kilka złotych do banku na lokatę terminową, a bank te oszczędności pożycza. 

Ale stratę ponosiliby wszyscy nie tylko ze względu na to, że oszczędności przedsiębiorców stanowiłyby większą procentowo pozycję w kosztach w stosunku do innych czynników produkcji np. pracy. 

Główna strata polegałaby na tym, że mniej oszczędności oferowanych do procesów  produkcji powodowałoby niemożliwość rozwijania dłuższych a więc wydajniejszych i bardziej zaawansowanych technologicznie procesów produkcji. 

 

Jakie jest więc najlepsze rozwiązanie?

Być może jednak zabrać oszczędności siłą - wymusić na ludziach przekazanie tych oszczędności?

Dzieje się tak teraz - za pośrednictwem systemu bankowego. 

Zwiększanie ilości pieniądza i dostarczanie go do procesu produkcji w formie kredytów na inwestycje, jest właśnie takim przymusem. Dzieje się tak zawsze, kiedy pożyczane są nie pieniądze z lokat terminowych, ale pieniądz wykreowany przez system bankowy. 

Widocznym problemem tego „rozwiązania” jest oczywiście to, że zysk z  przymusowych (zrabowanych można powiedzieć) oszczędności przywłaszcza sobie prywatny bank pobierając od nich procent. 

Jednak jak to zwykle bywa, dla gospodarki, a więc dla całego społeczeństwa największy problem stanowi nie to co widać, a to czego nie widać. Ale o tym napiszę na końcu. 

Narzuca się więc wniosek, że w zasadzie najlepsze byłoby zdobywanie tych oszczędności przez państwo za pomocą emisji pieniądza i przekazywanie ich bezodsetkowo  na inwestycje. 

Aby wyjaśnić, że nie jest to rozwiązanie dobre trzeba zrozumieć jak ważną rolę pełni w gospodarce przedsiębiorczość oraz system cen. 

Otóż, działalność przedsiębiorcza polega na tym, żeby przewidzieć, a czasami, kształtować przyszłość i wykorzystywać okazje do osiągnięcia zysku odkrywając pewne niedostosowania. 

Jeżeli np. cena truskawek w lubelskim jest niska, a w Warszawie wysoka, to przedsiębiorca który odkrył ten fakt, może osiągnąć zysk. 

Natomiast dla naszych rozważań nie jest ważne co on osiągnął - to jego sprawa, ale ważne jest, że taka działalność skutkuje poprawą sytuacji dla wszystkich - truskawki trafiają z miejsca gdzie są mniej potrzebne,  do miejsca  gdzie są bardziej potrzebne. 

To samo dotyczy organizacji procesu produkcji, gdzie przedsiębiorcy muszą tak rozporządzać rzadkimi z natury środkami aby trafiały tam, gdzie przynoszą największą korzyść.

Ale, aby mogli to zadanie spełniać, potrzebny jest system cen, które dają informacje o tym, gdzie jest niedobór, a gdzie nadmiar „czegoś”, gdzie dane środki produkcji są bardziej potrzebne i gdzie powinny być dostarczone w pierwszej kolejności, aby proces produkcji był optymalny i wolny od marnotrawstwa. 

Rezygnacja z systemu cen oznacza niemożliwość kalkulacji ekonomicznej i musi doprowadzić do bankructwa. 

Temu nie zaprzeczają nawet ideowi komuniści. Znana jest anegdota z czasów realnego socjalizmu, jak to któryś z radzieckich przywódców do spraw gospodarczych na spotkaniu z zachodnimi politykami zażartował sobie wznosząc toast „za to, żeby socjalizm zapanował na całym świecie... z wyjątkiem Nowej Zelandii” 

  • dlaczego nie w Nowej Zelandii? Spytali zaskoczeni uczestnicy spotkania.
  • bo skądś musimy brać informacje o relacjach cenowych.

 

Jednak jak pokazuje historia rozwiązanie polegające na stworzeniu namiastki systemu cen, które są jednak regulowane przez rządzących zgodnie z ich celami, tylko nieznacznie poprawia sytuację. 

 

To samo dotyczy pozyskiwania oszczędności niezbędnych dla procesu produkcji. 

Jeżeli zrezygnowalibyśmy z ceny - czyli oprocentowania, czyli zapłaty za ich pożyczenie, to ktoś musiałby zdecydować jaką ich ilość przekazać do jakiego etapu, do jakiej branży, do jakiego typu organizacyjnego przedsiębiorstw, czy też zastosować jakiekolwiek inne kryterium przyznawania...

(nie ma żadnej różnicy w efektach pomiędzy ustaleniem danej ceny na np. maszyny do produkcji ekranów ciekłokrystalicznych, a przekazaniem danej ilości darmowych oszczędności dla tej branży. 

Oba działania zwiększą produkcję takich ekranów kosztem produkcji innych towarów - np. maszyn do produkcji obudów do telewizorów; co spowoduje, iż ekrany okażą się częściowo zbędne, a więc inwestycja w ich produkcję okaże się marnotrawstwem. 

 

System o którym zacząłem kilka akapitów wyżej, rozprowadzania tych rabowanych oszczędności poprzez system bankowy ma co prawda tą zaletę, że jednak jakieś ceny tych oszczędności są, a co za tym idzie przedsiębiorcy mają narzędzie do tego aby  dostarczać je tam, gdzie są najbardziej potrzebne, jednak problemem tego systemu, oprócz moralnego aspektu bogacenia się „wybrańców” kosztem innych i koncentracji w ich rękach kapitału, jest to, że te ceny są ustalane odgórnie i nie mają nic wspólnego z rzeczywistą ilością zadysponowanych przez ludzi zaoszczędzonych dóbr. 

Przedsiębiorcy, mając na przykład zaniżone ceny oszczędności, przeinwestowują wyższe etapy produkcji w których wspomniane różnice cen między etapami są największe, ze względu na dłuższy okres czasu oddalający je od etapu końcowego - wytworzenia dóbr konsumpcyjnych. 

Kiedy okazuje się, że zaoszczędzonych realnych dóbr jest zbyt mało w stosunku do udzielonych kredytów, środki produkcji zostają odciągnięte od tych przeinwestowanych wyższych etapów i skierowane do produkcji dóbr na etapach niższych - przy zastosowaniu krótszych procesów produkcji. 

Wtedy spada popyt na produkty w wyższych etapach, wzrastają ceny środków niezbędnych do dokończenia tych inwestycji, co zwiększa zapotrzebowanie na większą ilość kredytów, których ceny idą w górę, inwestycje okazują się być marnotrawstwem i następuje kryzys. 

 

Kończąc ten dwuczęściowy cykl o naturze pieniądza, chciałbym przedstawić następujący wniosek:

Natura gospodarki ma to do siebie, że nie da się nią ręcznie sterować, a wszelkie próby zastępowania naturalnych procesów jakimkolwiek ręcznym sterowaniem muszą doprowadzić do marnotrawstwa, bankructw i kryzysów.